poniedziałek, 28 października 2013

Tym razem zamiast zamieszczać recenzję pobawię się w fanowskie fantazjowanie.
Na 2015 rok zaplanowana jest premiera filmu "Batman vs Superman", w którym po raz pierwszy na dużym ekranie spotkają się dwaj najsłynniejsi herosi ze stajni DC Comics. Oficjalnie już potwierdzono, że pojawi się też najsłynniejszy przeciwnik muskularnego Kryptończyka, czyli Lex Luthor. Rolę Supermana powtórzy Henry Cavill, Mrocznego Rycerza zagra Ben Affleck. Ponieważ postać Luthora nie została  jeszcze obsadzona (a jeśli została, to jest to trzymane w tajemnicy), więc pozwoliłem sobie przedstawić swoje propozycje.
W pierwszej kolejności przyszedł mi do głowy Ed Harris. Aktor dosyć dobry
i wszechstronny, zarówno w rolach złoczyńców, jak i bohaterów potrafi być przekonujący. Byłoby to przydatne, gdyby Luthor miał uchodzić przed opinią publiczną za filantropa (tak jak to było np. w komiksach wydanych w Polsce przez TM Semic), osobiście bym się nie zdziwił, gdyby przez większość filmu wydawał się pozytywną postacią.
Problemem może być jednak wiek Harrisa (rocznik 1950). W dotychczasowych filmach i serialach Lex zawsze był starszy od Clarka, ale różnicy ponad 30 lat jak dotąd nie było (maksymalną różnicą były 22 lata między Gene'em Hackmanem a Christopherem Reeve'em).
Drugim moim kandydatem jest Bruce Willis. Łatwo go sobie wyobrazić jako gościa, którego całe Metropolis kocha. Chociaż rzadko miał okazję zagrać czarny charakter, jednak jestem pewien, że potrafiłby wiarygodnie przedstawić prawdziwe oblicze Lexa Luthora.
Przejdźmy jednak do mniej znanych aktorów.
Julian Sands najbardziej zapadł mi w pamięć jako okrutny czarnoksiężnik w "Warlocku" Steve Minera. Budził strach i odrazę, a jednocześnie podziw i fascynację. Czyż nie taki powinien być "arcynemezis" superbohatera?
Bruce Payne najbardziej jest chyba znany z roli Charlesa Rayne'a w "Pasażerze 57". To dosyć niedoceniony aktor, który nawet w słabym filmie potrafi błysnąć (np. w "Full Eclipse", albo w "One Tough Bastard"). No i ten jego demoniczny uśmieszek idealnie by pasował do pokrętnej natury Luthora.
Jeśli w scenariuszu jest przewidziane starcie Luthora z pozbawionym mocy Supermanem, to mierzący 190 cm wzrostu Arnold Vosloo spokojnie mógłby napsuć krwi Niebieskiemu Harcerzykowi. Jako kapłan Imhotep w dwóch częściach Mumii czy Pik Van Cleef w "Nieuchwytnym Celu" dał nam ciekawe i wyraziste postacie czarnych charakterów. Podobnie jak Payne Vosloo ma zdolność stworzenia intrygującej kreacji nawet w słabej produkcji (np. w "Odysseus and the Isle of Mists").
Mieszkańcom Metropolis Lex jawi się jako dr Jekyll, w realizacji swoich zbrodniczych planów jest okrutny i bezwzględny niczym Mr Hyde. Angielski aktor James Nessbitt miał okazję zagrać miłego doktorka i jego złowieszcze alter ego w serialu "Jekyll".  Jako Jekyll wzbudzał sympatię, jako Hyde sugestywny wstręt. Nie mam wątpliwości, że Nessbitt byłby dobrym Luthorem.
Najmłodszym z moich kandydatów jest Luke Goss. Ten były muzyk rockowy ma już na swoim koncie udział w dwóch komiksowych produkcjach (w "Blade 2" i "Hellboy 2"), miał też zaszczyt zagrać Potwora Frankensteina w telewizyjnej adaptacji powieści Marry Shelley. Czy byłby dobrym Luthorem? Bliżej nieokreślone przeczucie mówi mi, że tak. Oczywiście mogę się mylić.
Czy którykolwiek z "moich Luthorów jest lub zostanie wzięty pod uwagę? Nie mam pojęcia. Ale układanie swojej obsady to nasza niepodważalne fanowskie prawo.

wtorek, 22 października 2013




Swój drugi post poświęcę drugiej części serii "Undisputed".

Podczas pobytu w Rosji amerykański bokser Joe Chambers zostaje wrobiony    
w posiadanie narkotyków. Trafia do obskurnego więzienia, w którym organizowane są nielegalne walki. Więziennym championem jest brutalny i perfekcyjnie wyszkolony Yuri Boyka. Mimo początkowych oporów, Joe postanawia stanąć w ringu naprzeciwko Boyki. Pierwsze starcie Amerykanin przegrywa, jednak otrzymuje szansę rewanżu, którego stawką będzie jego wolność.
Dosyć dawno widziałem pierwszą część, więc nie będę się bawił w porównywanie  dwójki z jedynką. Reżyserem filmu jest Isaac Florentine, specjalista od kina akcji klasy b. Spod jego ręki wyszły tak cudowne dzieła, jak "Desert Kickboxer", "Savate" z Olivierem Grunnerem czy "Bridge of the Dragons" z Dolphem Lundgrenem. Fabularnie "Undisputed II" oczywiście nie zaskakuje, a w paru momentach akcja jest nieźle naciągana (np. Chambers zostaje przez strażników przywiązany do masztu i zostawiony na ciężkim mrozie na co najmniej jedną noc, a później nie ma nawet zwykłego przeziębienia, rozumiem, że Joe to twardziel, jakich mało, ale bez przesady). Największą atrakcją są sceny walki. Zarówno te rozgrywające się na ringu, jak i poza nim są szybkie, dynamiczne i brutalne (wiadomo, że filmy dziejące się w więzieniu z reguły nie są  zbyt łagodne). Wcielający się w postacie głównych antagonistów Michael Jai White i Scott Adkins nie są ani Denzelem Washingtonem (który grał boksera Rubina Cartera w "Huraganie") ani Robertem DeNiro (Jake'a LaMotty z "Wściekłego Byka" chyba nie trzeba przedstawiać), imponują za to muskulaturą, sprawnością fizyczną i znajomością sztuk walki (chociaż Jai White dopiero w ostatniej walce może się  pod tym względem bardziej wykazać). Nie można im też odmówić pewnej ekranowej charyzmy, która charakteryzowała największych ekranowych twardzieli np. Schwarzeneggera, Stallone'a czy Norrisa. Grający Boykę Scott Adkins jest przez niektórych uważany za następcę Jean Claude Van Damme'a (z którym jak dotąd zagrał w czterech filmach). Patrząc na jego dotychczasową filmografię raczej bym go uznał za następcę Gary'ego Danielsa (w jakimś też stopniu wskazuje na to fakt, że zarówno Daniels, jak i Adkins zagrali podwładnych głównych złoczyńców w kolejno pierwszej i drugiej części "The Expendables"). Być może zmieni to rola króla Amfitriona w zaplanowanym na przyszły rok wysokobudżetowym widowisku "Hercules: The Legend Begins". Z pewnością nie jestem jedynym człowiekiem, któremu przypadło do gustu "Undisputed II", gdyż w 2010 roku zrealizowano trzecią część, w której powraca Adkins jako Boyka, lecz już nie występuje Michael Jai White. Krążą plotki, że powstanie czwarta część, lecz na razie nic nie jest oficjalnie potwierdzone. Ogólnie pisząc, można z czystym sumieniem polecić film wszystkim miłośnikom kina akcji klasy b, zwłaszcza, jeśli z sentymentem wspominają i oglądają produkcje z lat 90-tych.

poniedziałek, 21 października 2013

Witajcie w moim świecie. W moim celuloidowym świecie. Jest on mój, a jednocześnie wasz. Może być wasz jeśli się zgodzicie.
Stary film czy nowy, za 50 tysięcy czy 50 milionów, z Alem Pacino czy Lorenzo Lamasem, klasyka czy klasa b - to nieważne. Ważne, żeby był fajny. Ważne, żeby był ciekawy.
Zapnijcie pasy. Zapraszam na przejażdżkę po moim filmowym lunaparku.